[RECENZJA] Meg Shaffer – Gra w życzenia

Czy marzyliście kiedyś o czymś tak mocno, że ów marzenie potrafiło przyćmić wszystko dookoła? Coś, w czym mogliście zatracić się bez końca, póki ktoś nie wyszarpał was z powrotem do rzeczywistości? „Gra w życzenia” opowiada podobną historię.

Z jednej strony poznajemy Hugo, ilustratora tworzącego dla tajemniczego autora książek dla dzieci z cyklu „Wyspa Zegarowa”, który po latach literackiej posuchy zaszył się w gabinecie by napisać nową książkę. Dokładnie jedną kopię, bez możliwości jej późniejszego kopiowania. A by ją zdobyć, wyselekcjonowani czytelnicy, którzy wcześniej zawitali osobiście na wyspę zegarową, na której mieszka sam autor maja zgubić się i odnaleźć jednocześnie w grze w życzenia, by trafić na kolejną przygodę w mieście sekundnika. A Hugo ma ich przy tym pilnować i prowadzić.

Z drugiej strony mamy Lucy, pomoc przedszkolną dorabiającą jako kelnerka w barze by móc odłożyć wystarczającą sumę pieniędzy by w końcu móc dać ukochanemu Christopherowi kochający dom. Sam Chris jest siedmioletnim, zagubionym w świecie instytucji jaką jest rodzina zastępcza, nad którą wisi groźba zakończenia jego pobytu i powrót do sierocińca. Lucy za wszelką cenę chce dać mu to, czego sama nigdy nie miała: kochającą mamę. Po latach spędzonych na braku kontaktu z rodzicami i siostrą będącą „złotym dzieckiem” i życiu w zapomnieniu i braku miłości, na którą każde dziecko zasługuje, Lucy nie potrafi wyobrazić sobie życia bez Christophera. Ma jednak na tyle rozwiniętą wyobraźnię, że gdy tylko może, sama prowadzi ze sobą grę w życzenia, by nie poddać się w dążeniu do celu. Nawet jeśli nie ma możliwości do adopcji, dzieląc małe mieszkanko ze współlokatorami na małej pensji. Wszystko zmienia się, gdy dostaje osobiste zaproszenie z powrotem na Wyspę zegarową, na którą zawitała mając 13 lat, by wziąć udział w grze, której nagrodą jest nowa książka ukochanego autora.

Nie zdradzając całej fabuły, „Gra w życzenia” wypełniła mnie puszystym uczuciem spełnienia. To opowieść o miłości tak do książek, jak i do drugiego człowieka. To historia pełna wiary w marzenia i w to, że czego sobie życzysz, w taki czy w inny sposób się spełni. To chwila odpoczynku i przygód, których się nie spodziewamy, a które pojawiają się na naszej drodze, czy tego chcemy czy też nie. I robią to nie za szybko ani nie za późno, a we właściwym momencie.

Z czystym sumieniem poleciłabym tą pozycję każdemu, kto wciąż czegoś sobie życzy. Nawet jeśli jest to coś małego i trywialnego. Bo w końcu wszyscy czegoś byśmy chcieli, prawda?

A teraz zagadka: co łączy kruka i sekretarzyk?

This entry was posted in recenzja, review and tagged , , , , . Bookmark the permalink.

Leave a comment