[BLOG] Końcówka pierwszej połowy roku.

Witajcie.
To mój pierwszy od bardzo dawna zwykły post blogowy poza regularnymi recenzjami.
Nie wiem, jak często będę tworzyć takie wpisy, ale zamysł jest taki, by pojawiały się w każdy poniedziałek. Nie chciałabym bowiem wrzucać dwóch różnych postów w piątki.

Jest to pewnego rodzaju ucieczka od pstów recenzenckich dla urozmaicenia bloga, a jednocześnie to przecież blog do pisania przy herbatce. Nie powinno więc wzbudzać to zbytnich zaskoczeń. W końcu nie tylko wokół książek planowałam rozwijać tą przestrzeń.

Kto by pomyślał, że ledwo zaczął się rok, a mamy już końcówkę pierwszego półrocza. I jak zaczynałam 2024 rok jeszcze mając pracę, tak od kilku miesięcy bezskutecznie trwam w poszukiwaniach nowego miejsca pracy. Jak to możliwe, spyta pewnie kilkoro z was.
Ano tak, że z końcem stycznia pożegnałam się z miejscem, w którym spędziłam ponad 1,5 roku. Nie będę podawać nazwy firmy, ale dodam, że była to praca w korporacji przy procesach związanych z imigracją. Myślę, że tyle powinno wystarczyć. Czułam się dobrze w tym, co robiłam, ale zmiany wewnątrz firmy i brak pracy spowodowały, że nie mogłam kontynuować dalszej przygody zawodowej w tamtym miejscu. Trudno, pomyślałam wtedy z nadzieją, że w niedługim czasie uda mi się znaleźć coś innego.

Okazało się to jednak trudniejsze, niż myślałam. Nie mam już 20 lat, kiedy znalezienie pracy wydawało się znacznie łatwiejsze. Czasy się zmieniły, inflacja poszubowała w górę znacznie szybciej niż minimalne wynagrodzenie a i moja metryka nie oszukuje. I muszę przyznać, że z kolejnymi tygodniami bez pracy człowiek może łatwo ześlizgnąć się w kierunku depresyjnych stanów. Oszukiwałabym się, gdybym stwierdziła, że mnie to ominęło.

Nie oznacza to wcale, że zamierzam porzucić bloga i recenzje kolejnych książek. Bynajmniej, po tych 6 miesiącach muszę przyznać, że przyzwyczaiłam się do pisania. Powrót do czytelnictwa jednak okazał się sukcesem. W międzyczasie wróciłam też do pisania własnych opowieści. Nie mam jednak pewności, czy powinnam gdzieś opublikować je dla wszystkich zainteresowanych. Demotywujący jest brak zainteresowania ze strony wydawnictw, co – nie ukrywam – często sprawia, że zastanawiam się czy moja twórczość jest faktycznie tak dobra, jak mi się początkowo wydawało.

Dlatego poza zagłębianiem się w książkach, żeby czymkolwiek zająć ręce w przerwach miedzy aplikowaniem na kolejne oferty pracy robię na drutach. Uspokaja mnie to, kiedy nie mam co zrobić z rękami. I nawet teraz, latem, kiedy temperatury dochodzą w słońcu do 40 stopni Celsjusza, przygotowuję się do robienia swetrów, które jak znalazł przydadzą się na nieunikniony chłodniejszy okres jesieni i zimy. Pór roku, które nadejdą szybciej niż zdążę się zorientować. Nawet jeśli wiem, że zapasy wełny, które mam, kiedyś się skończą.

A wtedy będę musiała znaleźć sobie jakieś inne zajęcie. Albo z powrotem wrócę do pisania lub zagłębię się jeszcze bardziej w czytaniu. Bo pomimo pięknej pogody na zewnątrz, mam wrażenie, że chandra dopadła mnie bez względu na to, jak jest ładnie. To chyba nie jest zależne od pory roku.

Jeśli jednak należycie do osób, które poza czytaniem lubią muzykę, może zainteresuje was coś TUTAJ.

Póki co, życzę wam miłego tygodnia, ciekawej lektury i przyjemnej końcówki półrocza.

Posted in blog, pisanie, writing, życie | Tagged , , , , , , | Leave a comment

[RECENZJA] Pierdomenico Baccalario – Ulysses Moore #12 – Klub podróżników w wyobraźni

Niektórzy z was pewnie niemal co roku zastanawiają się, jak można spędzić najdłuższy jego dzień. Nie przyszłoby wam jednak do głowy, że ten konkretny dzień będzie ścianą szarości i deszczu, gdzie wydawałoby się, że nic konkretnego nie będzie mieć miejsca, nieważne jak bardzo go planowaliście. Dla Jasona i Julii jest inaczej. Tego dnia zamiast docierają do nich odgłosy Mary Grey, legendarnego statku powracającego do Kilmore Cove. Dowodzi mu kapitan Spencer, choć to nie byle jaki kapitan, a pirat i największy wróg Ulyssesa Moore’a. Żądny jest zemsty za wygnanie na Tajemniczą Wyspę. Miejsce, skąd dostać się można do Labiryntu z jednej z poprzednich części. Jego powrót jest przyprawia o ciarki, gdy Spencer jest jedyną osobą, która może stawić czoło Moorowi. Zwłaszcza, że dzięki naszyjnikowi od króla Małp, pirat jest niemal nieśmiertelny, co daje mu wielką przewagę. Sama Mary Grey jest niczym innym jak złym odpowiednikiem dobrej i pewnej Metis. Różnicą, która rzuca się w oczy są ciemne jak smoła żagle statku Spencera.

Przypomina to motyw Czarnej Perły z Piratów z Karaibów. Co ma sens, gdy książka została opublikowana w 2011 roku, a popularny film o tym konkretnym statku pochodzi z 2003 roku. Jak sugeruje tytuł, jest to sentymentalny nieco powrót do dawnego klubu, który został odnowiony w swojej działalności przez rodzeństwo Covenant i Ricka Bannera, a teraz na nowo muszą zmierzyć się z przeszłymi niesnaskami, które z biegiem lat przeradzają się w groźne obsesje zemsty i zazdrości. Czy uda im się zażegnać konflikt? Czy wrócą bezpiecznie do willi Argo? Czy przekonają Moora i Spencera do zakończenia niedorzecznych kłótni nawarstwionych przez lata bez kontaktu?

Od samego początku sagi każdy kolejny tom, w którym mogę podążać za rodzeństwem Covenant, jestem zadowolona przenoszeniem się do innego magicznego świata wyzwalającego w czytelniku eksplozję wyobraźni, jak w tytule aktualnego tomu. Dlatego nie ukrywam, że gdybym sama trafiła do willi Argo, z chęcią zrobiłabym wiele, by samej móc dołączyć do podobnego klubu. I jak zawsze każdy mógłby znaleźć coś negatywnego czy godnego poprawy, tak z pewnością nie mogłabym narzekać na nudę.

Posted in recenzja, review | Tagged , , , , , , , , , , | Leave a comment

[RECENZJA] Pierdomenico Baccalario – Ulysses Moore #11 – Ogród popiołu

To jeden z najmroczniejszych tomów serii. I jak już wcześniej bohaterom przyszło zmierzyć się z niebezpieczeństwami i opryszkami, tak w przypadku Ogrodu Popiołów jest to miejsce samo w sobie, które stwarza zagrożenie. Ulysses musi udać się w to miejsce, choć nigdy nie poszedłby tam z własnej woli. Nie bez poważnego powodu. A kiedy ów powodem jest znajdujący się tam klucz, do odnalezienia żony, Moore nie ma wyboru. Sam klucz znajduje się na zagubionej wyspie pośród oceanu czasu. To dzikie i niegościnne miejsce, a co gorsza nie ma z niego powrotu. Kolejne wydarzenia prowadzące do ostatecznego rozwiązania problemów poszły już również w ruch jak kostki domina walące się jedna na drugie bez możliwości zatrzymania, powodując nie do końca szczęśliwą sekwencję.

Misja odnalezienia Penelopy nie jest jedynym, co dzieje się podczas lektury, gdy w grę wchodzi powrót największego wroga Ulyssesa, z którym lata wcześniej łączyła go przyjaźń. Teraz chce on tylko jednego – zemsty. Byli członkowie Klubu Podróżników w Wyobraźni w końcu będą musieli stanąć do ostatecznego pojedynku. Czy do niego dojdzie? Gdzie odbędzie się ta konfrontacja i jaki będzie jej efekt końcowy? Nie przekonacie się, póki sami nie dotrzecie do tego momentu przygody. Nie radziłabym nikomu poddać się na wcześniejszym etapie, gdy każdy kolejny tom wnosi do serii coś nowego, oryginalnego lub wykorzystuje aromatyczne jak zapach starego papieru i wiszącego w powietrzu niebezpieczeństwa, by zatrzymać was w fabule.

Posted in recenzja, review | Tagged , , , , , , , , , , , , | Leave a comment

[RECENZJA] Kelsey Hartwell – 11 papierowych serc

Wszystko zaczęło się od imprezy walentynkowej. I wypadku, który nie powinien mieć miejsca. A jednak miał. I właśnie ten wypadek zainicjował wszystko, co wydarzyło się później. Tak się składa, że efektem wypadku Elli Fitzpatrick była amnezja. Zanik pamięci wydarzeń z ostatnich kilku miesięcy, a co za tym idzie, również powodu, dla którego w ogóle uczestniczyła w wypadku drogowym, wracając z imprezy dla zakochanych.

Przed samym wypadkiem życie Elli wydawało się powierzchownie idealne. Miała świetnych przyjaciół i kochającego chłopaka. Udzielała się w komitecie organizacyjnym w szkole, do której uczęszczała. Wszystko wydawało się piękne, niemal perfekcyjne. Sam wypadek i późniejsza amnezja wszystko to przekreśliła i Ella musiała wszystkiego nauczyć się na nowo, oswajając się z powrotem w miejsca, które rozmyły się w jej umyśle.

Jak możecie sobie wyobrazić, po tak poważnym wypadku powrót do normalności wydaje się prawie niemożliwy. Podobnie jak zrozumienie, dlaczego na kilka tygodni wcześniej zerwała z chłopakiem, mimo że dla całego towarzystwa tworzyli parę idealną. Jednak nie tylko to zaprząta jej myśli. Od wypadku minął niemal rok, a Ella zaczyna otrzymywać papierowe serca. Z wiadomości w nich zawartych wynika jasno, ze są one od kogoś, kto dobrze ją zna. Nie są jednak podpisane, ale Ella wie jedno. Nie są to serca od żadnej z przyjaciółek ani nawet od chłopaka, z którym wcześniej zerwała. Nie rozpoznaje też pisma, co tylko utrudnia jej rozwiązanie tej zagadki.

Wiadomości zawierają wskazówki, przebłyski jej życia sprzed wypadku. Rzeczy, o których ona sama nie pamięta. Tak więc podążając ich śladem, Ella na nowo odkrywa swoją przeszłość i samą siebie, początkowo nie licząc na zbyt wiele. Z czasem dociera do niej coraz więcej faktów, które zatarła trauma wypadku i sama amnezja. I to, że w końcu rozumie, co kryje się pod powierzchnią relacji z osobami, które traktowała jako przyjaciółki. Odkrywa również, co spowodowało rozpad jej poprzedniego związku.

„11 papierowych serc” to historia nastoletniej miłości kryjącej w sobie coś znacznie więcej niż tajemnicze zakamarki bycia nastolatkiem, szkoły średniej, prawd, półprawd i kłamstw związanych z okresem dorastania i przede wszystkim – to historia tego, jak jeden wypadek potrafi wywrócić życie o 180 stopni, zrzucić je z klifu, patrząc jak roztrzaskuje się na drobne kawałki, które później trzeba choć spróbować złożyć z powrotem w jedną całość. To opowieść o podnoszeniu się po upadku bez względu na ból i otworzeniu się na to, czego najbardziej się obawiamy: na nieznane.

To świetna lektura z gatunku young adult i romansu w postaci młodocianej miłości, która na pewno spodoba się większości czytelników, którzy w takich klimatach czytelniczych czują się najlepiej. To jak połączenie młodocianej wersji „Pamiętnika” bez strachu zanikami pamięci powiązanymi ze starszym wiekiem bohaterów wraz z „Mean Girls” z odrobiną „The kissing booth”.

Posted in recenzja, review | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

[RECENZJA] Finbar Hawkins – Czarownica

Zanim przyjdzie mi podzielić się swoją opinią o książce, wypada mi napisać kilka słów o autorze. Jest to konieczne, byście wy, czytelnicy bloga, zrozumieli skąd we mnie takie a nie inne odczucia.

Autor, Finbar Hawkins, jest dyrektorem kreatywnym w Aardman Animations, gdzie zajmuje się pisaniem scenariuszy do gier i aplikacji mobilnych. To jego główne zajęcie, a Czarownica jest jego debiutancką powieścią. I to widać, zarówno w samej fabule jak i w użytym w niej języku. Byćmoże do jego zainteresowań należy okres palenia czarownic na stosie, wieszania ich na szubienicy i ogólny okres pierwszej wojny ludowej w Wielkiej Brytanii i to właśnie służyło mu za główną inspirację do napisania tej książki. Nie oceniam go za to, że próbował. Miał pomysł na książkę i zrobił to, co każdy aspirujący autor rovi w swoim wolnym czasie. Przelał ją na papier, czy też w dokument tekstowy, zależnie od tego, jaki był jego osobisty proces twórczy. Z czego pewnie nie do końca zdawał sobie sprawę to fakt, że publikacja książki to nie ostateczny sukces. Bo to nigdy się w ten sposób nie kończy.

Nie umniejszam bynajmniej wszelkim pozytywnym recenzjom, które ta książka ma na swoim koncie. Muszę jednak przyznać, że jak na książkę o czarownicy, która niemal w ogóle nie używa magii przejętej w genach po matce, tak sama opowieść była dla mnie jak egzekucja czasu, który spędziłam na jej przeczytanie. Nie ukrywam, że od wielu lat fascynuje mnie podobna literatura, jak i współczesne podejście do magii, czarów, rytuałów i przedmiotów, które mają w obie ezoteryczną moc. Trzeba jednak wiedzieć, jak spisać historię, która wciągnie nas d pierwszych stron aż do samego końca. “Czarownica” nie do końca zaczarowała mój umysł, bym mogła z przekonaniem napisać teraz, że to jedna z lepszych książek jakie przeczytałam o magii. Byłoby to kłamstwo.

Nie wątpię, że proces twórczy był dla Finbara wyzwoleniem od codzienności w pracy i na pewno sprawił mu wiele przyjemności. Nie zarzucę mu również, że nie potrafi dostosować swojej twórczości do odbiorców, bo inaczej książka nigdy nie ukazałaby się drukiem w więcej niż jednym kraju, co sugerują tłumaczenia na inne języki. Coś więc musiało chwycić pewnych ludzi na serce, jeśli zauważyli w historii potencjał wydawniczy.

Możliwe, że to ja stałam się nieco bardziej wybiórcza i wybredna w poszukiwaniu książki, którą pociągnie i za moje sznurki czytelnicze. Jednak historia Evelyne i jej młodszej siostry Dill jakoś w ogóle mnie nie przekonała. Podżegające fabułę wydarzenie, jakim było świadectwo śmierci matki obu dziewczynek, był brutalny. Całkowicie taki, jaki być powinien. Jednak wszystko to, co działo się później, odbijało się ode mnie jak od ściany. Evie, jak gdyby nigdy nic, chodziła z miejsca na miejsce, jakby autor odhaczał kolejne punkty na jej drodze w mechaniczny sposób. Sama główna bohaterka jest, jak już napisałam wcześniej, marną czarownicą, prawie w ogóle nie korzystającą z własnej mocy. I jak relacje między rodzeństwem niemal nigdy nie są idealne, tak po przeczytaniu całości nie jestem w stanie pałać do żadnej z sióstr choćby odrobiną sympatii, bo i nie zachowują się tak, jakby zależało im na byciu lubianym. Nawet przez siebie nawzajem. Jest to wyłącznie kolejny z wielu przykładów męskich autorów, którzy nie do końca potrafią przedtawić w swoich pracach kobiet w sposób prawidłowy, co mnie zupełnie nie dziwi. Nie jestem z tego powodu zła, ale zwyczajnie zawiedziona. Bo mam świadomość, że mimo wszystko, choć jest to coraz rzadziej spotykane, wciąż istnieją autorzy płci męskiej, którzy idealnie pokazują silne kobiety i bohaterki płci żeńskiej, jak J.K.Tolkien czy Hayao Miyazaki. Jest to najwidoczniej gatunek wymierający.

Posted in recenzja, review | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

[BLOG] Harry Potter Book Tag

  1. W którym jesteś Domu?

Według Pottermore/ Wizarding World zostałam przypisana do Gryffonów, ale gdybym mogła sama podjąć decyzję, zapewne wybrałabym Hufflepuff.

  1. Jaki jest twój patronus?

Czarny Ogier.

Zaciekawiła mnie ta forma, zwłaszcza gdy ktoś – tak jak ja – spodziewa się znanych z książek czy filmów form patronusa, jak wydra Hermiony czy królik Luny. Koń nie był moją pierwszą myślą, ale muszę przyznać, że jestem tym pozytywnie zaskoczona.

  1. Jaki jest twój bogin?

Nie ufam testom znalezionym w odmętach Internetu, które pokazują tak skrajne wyniki jak Bazyliszek lub Klaun. Osobiście wydaje mi się, że moim boginem byłby – jak w przypadku Harrego – dementor. Dla mnie to proste, gdy najbardziej przerażają mnie same lęki i strach, przy których nawet śmierć nie jest aż taka straszna.

  1. Jaka jest twoja różdżka?

Według Pottermore/ Wizarding World moja różka to drewno cedrowe z rdzeniem jednorożca 10″ i lekko sprężystą elastycznością.

Drewno cedrowe Ilekroć spotykam kogoś, kto nosi różdżkę cedrową, odnajduję siłę charakteru i niezwykłą lojalność. Mój ojciec, Gervaise Ollivander, zawsze mawiał: „Nigdy nie oszukasz przewoźnika cedrowego” i zgadzam się: różdżka cedrowa znajduje swój idealny dom, gdzie jest przenikliwość i percepcja. Posunąłbym się jednak dalej niż mój ojciec, mówiąc, że nigdy jeszcze nie spotkałem właściciela cedrowej różdżki, z którym chciałbym się skrzyżować, zwłaszcza jeśli wyrządzona zostanie krzywda tym, których kocha. Czarownica lub czarodziej dobrze dobrana do cedru ma potencjał, aby stać się przerażającym przeciwnikiem, co często jest szokiem dla tych, którzy bezmyślnie rzucili im wyzwanie.

Znani czarodzieje z różdżką z drewna cedrowego: Horacy Slughorn i Zola G. Farrell (ci, co wiedzą, wiedzą).

Włos jednorożca znajdzie się w różdżce tak Draco Malfoya czy Dolores Umbridge jak i u Rona Weasleya czy u Sybilli Trelawney.

  1. Na jakiej pozycji grasz w Quidditcha?

Nie należę do osób zbyt wysportowanych, a ze względu na wadę wzroku, na pewno nie widzę się w roli gracza jako takiego. Dlatego myślę, że moją najlepszą pozycją do uczestniczenia w tej grze to albo komentator albo zwyczajny kibic.

  1. Czy jesteś pełnokrwista, półkrwi czy muggleborn?

Mugole: ludzie, którzy nie widzieli filmów ani nie czytali książek

Mugolaki: osoby, które widziały tylko filmy Półkrwi: Ludzie, którzy czytali tylko książki

Czystokrwiści: Osoby, które czytały książki i widziały filmy

Śmierciożercy: Czystokrwiści, którzy patrzą z góry na mugolaków

Według powyższej rozpiski zdecydowanie należę do czystokrwistych, ale pozostając w świecie Harrego bliżej mi mentalnie do Mugolaków.

  1. Jaką pracę wykonujesz po ukończeniu szkoły?

Widzę się jako nauczyciel Nauk o Mogolach albo jako Auror.

  1. Które z insygniów śmierci byś wybrał?

Gdybym miała wybór, nie wybrałabym żadnego, bo każde z insygniów ma na sobie konsekwencje. Jeśli jednak zostałabym przymuszona do wyboru, wybrałabym niewidzialność.

  1. Ulubiona książka?

Zdecydowanie Więzień Azkabanu.

  1. Najmniej ulubiona książka?

Zdecydowanie Komnata Tajemnic.

  1. Ulubiony film?

Tu również Więzień Azkabanu.

  1. Najmniej ulubiony film?

Zakon Feniksa. Czytając ostatnie rozdziały płakałam jak przy żadnej innej książce, ale ta ssama scena która w książce miała na mnie taki impakt, w filmie nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.

  1. Ukochany bohater?

Remus Lupin. Wyjaśnienie chyba nie jest konieczne, bo to ulubieniec milionów.

  1. Znienawidzony bohater?

Umbridge, bo chociaż nie jest tak zła jak Voldemort, to muszę przyznać, że jak dla mnie jest znacznie gorsza.

  1. Ukochany nauczyciel?

W przeciwieństwie do Lupina, tym razem muszę wybrać Szalonookiego Moodiego. Wiem, że tak naprzwdę był to śmierciożerca pod przykrywką, ale jako nauczyciel sprawdził się świetnie. Uwielbiam nauczycieli z takim podejściem.

  1. Znienawidzony nauczyciel?

Jako, że Umbridge już wspomniałam, tutaj muszę wymienić rodzeństwo Carrow. Nie nadawali się do przebywania wśród dzieci, nie wspominając już o nauczaniu czegokolwiek.

  1. Unpopular opinia o serii?

Jak w przypadku wielu innych książek, na podstawie których pokazały się ekranizacje, tak i tu uważam, że pomysł HBO na stworzenie od nowa serii w formie serialu nie ma sensu. Wystarczy mi jedna seria filmów i książki, do których można wracać. Robienie serialowej wersji to jak dojenie wciąż tej samej krowy, która już nie ma siły.

  1. Gdybyś mogła uratować jedną postać, kogo byś wybrała?

Wybrałabym Tonks. Nie razem z Lupinem, bo mam w sobie poczucie, że on nie chciałby wrócić. Tonks miała przed sobą jeszcze całe życie, a otoczona miłością innych na pewno dałaby sobie radę w samodzielnym wychowaniu synka.

Posted in blog, pisanie | Tagged , , , , | Leave a comment

[RECENZJA] Pierdomenico Baccalario – Ulysses Moore #09 – Labirynt Cienia

Anita, Rick i Jason poznają Zefira, giganta o złotych oczach mieszkającego na Ziemiach Pogranicza niedaleko tytułowego Labiryntu. Kraina znajduje się jednak za drzwiami, przez które nie można wrócić. Powód? Są niedokończone. To jedyne Wrota Czasu działające więc tylko w jedną stronę. Z trudem przychodzi im zaufanie postaci, którą ledwo poznali. Ponieważ Jason przechodzi prze drzwi, zostawiając po drugiej stronie Anitę i Ricka, tylko dzięki temu, że gigant poprawnie informuje ich o tym, co chłopiec chce im przekazać, wiedzą, że ich nie okłamuje. Jason uparcie twierdzi, że to dzięki Labiryntowi dowiedzą się w końcu o szczegółach tworzenia Wrót Czasu, bo to właśnie tam są one konstruowane. Mimo, że bohaterowie stawiają za priorytet odnalezienie sposobu na pomoc Ostatniej z Kraju, który umiera, ostatecznie cała trójka znajduje się po drugiej stronie drzwi. To w Labiryncie odnajdują kolejne ślady obecności Petera Dedalusa, który z każdą kolejną częścią staje się coraz większym geniuszem, a nie zwykłym zegarmistrzem.

Nie da się ukryć, że wątki Wulkana Blacka oraz Julii i Nestora, badających wątek zeszytów Morice’a Moreau wraz z Tommasem, który dostał się do Kilmore Cove przez wrota w Domu Luster mogą czasem zamącić główny wątek, przyprawiając przy tym o oczopląs i zawroty głowy. Przecinające wydarzenia wzmianki o kuzynach Flint i Malariuszu Wojniczu jak zwykle jednak urozmaicają fabułę, aż czytelnik zastanawia się, na jakim tropie powinien się skupić. Coś intrygującego wisi też w powietrzu, gdy na jaw wychodzi, że zamieszany w sprawy może być nieznany tłumacz zeszytów Ulyssesa Moore’a, którego inicjały P D pojawiają się między stronami. Tutaj muszę zwrócić waszą uwagę na fakt, że autorem serii jest Pierdomenico Baccalario, którego imię czasem pojawia się w wyszukiwarce właśnie jako PD Baccalario, jakby można było rozdzielić jego pełne imię na Pier-Domenico, zbitek dwóch imion. Taka ciekawostka. W fabule tłumacz, nie podany oficjalnie z imienia i nazwiska, ma coś wspólnego z Fredem Śpiczuwwą, choć w tej części nie poznajemy dalszych szczegółów.

Jak już w kilku poprzednich tomach zauważyłam pewne szczegóły, tak i tego tomu to nie ominęło. Jest to już 9 część serii, co zamyka jej pierwszą połowę i dopiero tutaj dostrzegłam, że autor sam wstawił się do fabuły. Nie ukrywajmy, tłumaczem zdecydowanie jest postać samego autora dla każdego, kto uważnie przygląda się wydarzeniom. Wydaje się to być niewinną próbą uwiecznienia się na kartach tejże historii. Chociaż sama mam dość negatywne podejście do książek, w których autor tworzy postać opartą na samym sobie. W większości przypadków jest to dość bezczelne tworzenie w ten sposób jednej ze znaczących postaci lub co gorsza jest to sam główny bohater. Mimo, że w przypadku tej serii nie wygląda to na tworzenie kogoś znaczącego na dłuższą metę, muszę przyznać, że to jeden z nielicznych minusów z mojej strony.

Posted in recenzja, review | Tagged , , , , , , | Leave a comment

[RECENZJA] Pierdomenico Baccalario – Ulysses Moore #10 – Lodowa kraina

Dziesiąty tom serii, a szokujących wydarzeń wciąż przybywa. Jeśli więc oczekiwaliście, że po tyli częściach w końcu czeka was moment na głębszy oddech, to na pewno go tutaj nie znajdziecie. Zacznijmy od szoku, w jaki wpada Ulysses po otrzymaniu listu od Penelopy. Podejrzewam, że każdy, kto trafiłby w swoim życiu na list od od osoby, którą powszechnie uznaje się za zmarłą, nie mógłby myśleć nawet o spokoju. Dlatego też list od żony tak bardzo szarpie emocjami mężczyzny, co wcale mnie nie dziwi. Nie pomaga również fala powodziowa, która nadchodzi do Kilmore Cove, zalewając małe miasteczko nad samym morzem. Jest to przedsionek przyszłych wydarzeń, choć jeszcze tego nie wiemy. Nie mówiąc wam na razie nic więcej, powódź ma tu moc oczyszczenia, tak pod względem otoczenia jak i samych bohaterów. Powódź powoduje niemały chaos, pośrodku którego nie można mieć całkowitej kontroli nad wydarzeniami. Być może pamiętacie bohatera, jakim jest doktor Bowen, który już wcześniej pomagał bohaterom. Kolejnym szokiem dla niejednego czytelnika będzie zatem fakt, że ten sam pomocny wcześniej doktor okazuje się zdrajcą. I to parszywym w swoim działaniu, gdy wykorzystując swoje umiejętności i naiwność pozostałych, kradnąc klucze do Wrót Czasu podczas gdy inni próbują poradzić sobie ze zniszczeniami.

Jesteśmy już zbyt daleko w serii, bym miała owijać w bawełnę i nie ukrywam, że sama nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Nie posądzałabym też miasteczkowego lekarza o złe traktowanie dzieci, kiedy zamyka Julie i Ricka w komórce. Nie przewidział jednak tego, że właśnie w tym miejscu odnajdą małą lodową muszlę, dzięki której mogą udać się do tajemniczego legendarnego miasta Agartha, zagubionego wśród lodowców. Mimo, że tytuł opowieści to właśnie „Lodowa Kraina”, na jej stronach nie znajdziecie zbyt wielu stron poświęconych samej podróży do tego miejsca. Nie zrozumiem jednak nikogo, komu przy nawale wydarzeń, które poznajemy, jeszcze czegoś będzie tu brakować. To historia o przygodzie, zdradzie zaufania i przyjaźni sprzed lat i nowych odkryciach. Czegoś czytelnik może chcieć więcej? Żeby poszczególne części miały w sobie dłuższe podróże i więcej szczegółów, seria nie miałaby więcej niż połowy ogólnie zebranych tomów, a każdy z nich byłby zmuszony do podwojenia swojej objętości. To z kolei mogłoby zniechęcić młodszych czytelników przed wejściem w ten intrygujący świat.

Posted in recenzja, review | Tagged , , , , , , , , , , | Leave a comment

[RECENZJA] Ellen O’Clover – 7 procent Ro Devereux

Żyjemy w XXI wieku, gdzie króluje moc Internetu i możliwości, jakie daje. To już nie ten etap rzeczywistości, gdzie można powiedzieć, że ktoś nie wie czym jest Facebook, Instagram czy Tinder. Niemal każdy na jakimś etapie swojego życia korzystał z social media. Wręcz przeciwnie. Nastały czasy, gdy ludzie aktywnie odchodzą od tych aplikacji, by wrócić na łono życia sprzed czasów cyfryzacji i zamieszczania wszelkich drobnych rzeczy dla szerszej publiczności. Zaczynamy z powrotem cenić sobie prywatność, jaką dawały nam jeszcze lata 90te XX wieku, a World Wide Web było nowalijką, której spora część nie do końca rozumiała.

Rose Deveraux jest uczennicą liceum, na ostatniej prostej przed udaniem się na studia. Studia, których nie planuje po tym, jak od podstaw stworzyła niemal idealną apkę. Z naciskiem na „niemal”. Aplikacja ma u swych podstaw założenie, że ludzkie życie jest przewidywalne aż w 93 procentach, zostawiając 7 procent na margines błędu. Nie jest to jednak do końca szczęśliwa siódemka. Ro ma bowiem zagwozdkę napotkaną na swojej drodze, kiedy kontaktuje się z nią firma prosto z Doliny Krzemowej, gotowa wykupić od niej aż 50% praw do aplikacji zaprezentowanej w fazie beta jeszcze w szkole. Gdy po zamieszczeniu jej do ściągnięcia, szybko budzi zainteresowanie ponad miliona ludzi, firma chce ją wypromować, przy założeniu, że sama twórczyni z niej skorzysta. Czemu ma służyć aplikacja? Idealnemu dopasowaniu nie tylko pod względem przyszłego zawodu, miejsca zamieszkania czy ilości dzieci, ale przede wszystkim w dopasowaniu idealnego partnera na podstawie indywidualnych odpowiedzi na zestaw pytań. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie fakt, że Ro trafia na byłego przyjaciela jako „idealne dopasowanie”.

Tak zaczyna się fabuła historii. Ro wydaje się jednak zagubiona w podejmowaniu decyzji o swojej przyszłości tak mocno, że 7 procent niepewności coraz prężniej wyłania się na pierwszy plan historii a im dalej wiedzie nas historia, tym więcej rzeczy dzieje się nie tak, jakby tego oczekiwała. Jest to opowieść o dorastaniu, planach na przyszłość, tęsknocie za tym, co już się wydarzyło, a czego główna bohaterka nie jest w stanie zmienić, nieważne jak bardzo by tego chciała. Czy naprawdę mamy niemal całkowicie przygotowane w dniu narodzin życie? Czy jesteśmy w stanie cokolwiek zmienić, by zmienić los, jeśli nie podoba nam się to, co widzimy, że ma nadejść? Czy można kochać kogoś, z kim ucięliśmy kontakt wieki wcześniej z trywialnego powodu napędzanego własnymi błędami?

Jest to przykład świetnej „coming of age” historii dla wszystkich tych, którzy całymi dniami potrafią siedzieć z twarzą przylepioną do niebieskiego światła ekranów telefonów, ale też dla tych niepewnie rozglądających się na boki w poszukiwaniu czegoś, co nada im sens życia w chaosie trwającym wiecznie dookoła. To historia o dorastaniu w niełatwych warunkach i przełamywaniu stereotypów o tym, że dorośli zawsze wiedzą najlepiej i zawsze mają najlepsze intencje. Bo tak nie jest. Nigdy tak nie było i zawsze znajdzie się ktoś, kto obiecując, że przeniesie dla nas góry, trzyma za plecami siekierę tak la pewności. Jest to też opowieść o tym, że nie możemy całkiem zatracić się w telefonach, które zamiast dawać nam wolność i poszerzać horyzonty, tak naprawdę zamyka nas w klatkach. I choć nie potrzebujemy klucza by się z nich wydostać, siedzimy w nich uparcie, czekając aż ktoś nas uratuje. Choć możemy zrobić to sami, bo mamy ku temu największą władzę.

Posted in recenzja, review | Tagged , , , , , , , , , | Leave a comment

[RECENZJA] Bo-reum Hwang – Witajcie w księgarni Hyunam-dong

„Witajcie w księgarni Hyunam-dong” to urocza i podnosząca na duchu powieść, która zabiera czytelników w cudowną podróż po tętniących życiem ulicach Hyunam-dong, małej dzielnicy w Seulu w Korei Południowej. Napisana przez utalentowaną Ji-Young Park opowieść skupiająca się na księgarniach jest celebracją społeczności, literatury i trwałej mocy więzi międzyludzkich.

Fabuła obraca się wokół życia eklektycznej grupy postaci, które odwiedzają księgarnię Hyunam-dong, a każda z nich ma swoje unikalne historie i dziwactwa. W centrum narracji znajduje się ciepła i mądra właścicielka księgarni, pani Kim, której pasja do książek i prawdziwa miłość do klientów tworzą raj dla miłośników książek w okolicy.

Mocną stroną powieści jest barwne przedstawienie sytuacji. Ji-Young Park umiejętnie oddaje istotę Hyunam-dong, malując żywy obraz wąskich uliczek, uroczych kawiarni i przytulnej księgarni, która służy jako centralny punkt społeczności. Szczegółowe opisy autora tworzą silne poczucie miejsca, sprawiając, że czytelnicy mają wrażenie, jakby spacerowali ulicami Hyunam-dong wraz z bohaterami. Rozwój postaci to kolejna zaleta tej książki.

Każda postać, od nieśmiałego studenta college’u, który znajduje ukojenie w księgarni, po starszego pana, który jest lojalnym klientem od dziesięcioleci, jest starannie stworzona i wielowarstwowa. Ich indywidualne historie płynnie się przeplatają, tworząc bogaty gobelin odzwierciedlający różnorodność społeczności. W miarę jak bohaterowie radzą sobie z osobistymi wyzwaniami, książka w subtelny sposób eksploruje tematy przyjaźni, miłości i przemieniającej mocy literatury. Narracja jest zarówno podnosząca na duchu, jak i wzruszająca, zachowując równowagę pomiędzy chwilami beztroskimi a głębszymi refleksjami nad życiem.

Choć tempo akcji jest na ogół stabilne, są momenty, w których narracja wydaje się nieco przewidywalna. Czytelnicy zaznajomieni z gatunkiem mogą spodziewać się pewnych rozwinięć fabuły, lecz siła bohaterów i umiejętność opowiadania historii przez autora rekompensują wszelką przewidywalność.

Podsumowując, „Witajcie w księgarni Hyunam-dong” to przyjemna lektura dla każdego, kto ceni magię księgarń i poczucie przynależności, jakie można znaleźć w ich ścianach. Sugestywny styl pisania Ji-Young Park i dobrze narysowani bohaterowie sprawiają, że ta powieść jest niezapomnianą eksploracją społeczności, więzi i nieprzemijającej siły literatury.

Posted in recenzja, review | Tagged , , , , , , , , , | Leave a comment