[RECENZJA] Kika Hatzopoulou – Przecinaczka

Zacznijmy od pewnego przypomnienia mitologii greckiej. Mojry to boginie związane z losem. I choć u Homera była tylko jedna, tak zwykle przedstawiane są jako trójka. Jedna przędła nić losu, druga ją podawała, a trzecia przecinała nić pod koniec życia. Odpowiadały za śmierć i życie ludzi.

„Przecinaczka” opowiada historię sióstr Ora, odpowiedników mojr, które widzą Gobelin, miejsce, w którym widoczne są dla nich nici łączące inne osoby z tym co uwielbiają, kochają i z tym co dla nich bliskie. Widzą też nici życia, które mogą uciąć gdy to konieczne oraz nici przeznaczenia – najrzadsze ze wszystkich.

Najmłodsza z sióstr już na początku jest świadkiem ataku zmory na jedną z osób, które przyszło jej śledzić. Tak się bowiem składa, że jej zajęciem jest praca detektywa. Stara się w ten sposób korzystać ze swojego daru i pochodzenia dla dobra innych. Obraca się to przeciwko niej, kiedy ów zmora próbuje ją zaatakować i tylko dzięki współpracy z królową gangów w swoim miejscu zamieszkania może odszukać winowajcę uprowadzającego kobiety z okolic. Żeby tego było mało, Io jest zmuszona współpracować z prawą ręką gangsterki. Wszystko wydawałoby się łatwe, gdyby nie fakt, że z Edeiem Rhuną wiąże ją coś więcej niż zwykła współpraca. Jest to właśnie ta rzadka nić przeznaczenia, której nigdy nie zdecydowała się przeciąć; nawet jeśli nie zginęłaby od tego.

W ostatnich latach pojawiło się sporo tak zwanych re-tellingów historii wyjętych z mitologii, od Kirke, przez Pieśń Achillesa aż teraz po Przecinaczkę. Nie da się ukryć, że tego typu opowieści ma wokół siebie rzeszę fanów. Nie da się jednak ukryć, że nie są to książki dla każdego.

Nie podważam tym ważności książki ani tego, że mają one swoje miejsce w świecie miłośników literatury. Nie mogę jednak z czystym sercem stwierdzić, że sama wpadłam w otchłań opowieści opowiedzianych na nowo, w nowym świecie, z bohaterami o zmienionych imionach czy o wątkach, które większość tak dobrze już zna. Nie jest to po prostu książka dla mnie, mimo że otagowana została w sposób sugerujący, że mogłaby mi się spodobać. Stało ię jednak inaczej. Nie spiszę autorki na straty, bo wiem, że nie należy oceniać kogoś po jednym tytule. Może innym razem książka spodoba mi się bardziej. Może to po prostu nie jest gatunek dla mnie. Fanom podobnych klimatów na pewno wpadnie w worek z zawieszką „to mój gust”. Mnie zostają polowania na inne historie, niekoniecznie zawierając w sobie motywy mitologii greckiej czy rzymskiej.

This entry was posted in recenzja, review and tagged , , , , , , , , . Bookmark the permalink.

Leave a comment